Mimo, że od walki Saula “Canelo” Alvareza (57-1-2) z Calebem Plantem (21-1-0) minął już prawie tydzień, temat Meksykanina cały czas jest niezwykle gorący. W ubiegłą sobotę Canelo stworzył historię zostając pierwszym w historii w pełni zunifikowanym mistrzem świata dywizji super średniej (super middleweight), od czasów ery czterech mistrzowskich tytułów.
Alvarez na przestrzeni niespełna jedenastu miesięcy pokonał trzech mistrzów świata, odbierając im tytuły, oraz każdemu po kolei “zero” w recordzie. W swojej pierwszej walce o tytuł w dywizji do 168 funtów, Canelo wypunktował Calluma Smitha (28-1-0) odbierając mu pas WBA, jednakże trzeba zaznaczyć, że w stawce znalazł się także wakujący pas WBC, który wcześniej należał do Davida Benavideza (24-0-0).
Amerykanin stracił pas podczas ceremonii ważenia, gdy nie zmieścił się w limicie przed walką z Roamerem Alexisem Angulo (27-2-0), w wyniku czego stracił tytuł mistrza świata, a z racji tego, że wygrał wówczas z Kolumbijczykiem, pas pozostał bez właściciela. Benavidez to bezsprzecznie najwyższa światowa półka, a według legendarnego trenera, obecnie uznanego eksperta Teddy’ego Atlasa, jeśli Canelo chce udowodnić, że jest bezsprzecznie numerem jeden w kategorii super średniej (super middleweight), musi zmierzyć się z Amerykaninem.
– Jak dla mnie w dywizji super średniej, najtrudniejszym testem byłby Benavidez, jeśli Canelo chciałby być nr1. Jak dla mnie to byłby najtrudniejszy test, ponieważ Benavidez jest najbardziej niebezpiecznym i najbardziej wymagającym fizycznie zawodnikiem ze wszystkich. Jeśli więc Canelo pokonałby go, byłby najlepszym pięściarzem w super średniej. Ci goście, których pokonywał Canelo mogliby być trochę lepsi technicznie. Benavidez jest większy, silniejszy i bardziej niebezpieczny. – powiedział podczas swojego podcastu Teddy Atlas.
Walka pomiędzy Canelo, a Benavidezem jest jak najbardziej brana pod uwagę. Meksykanin zapowiedział, że między liny planuje powrócić w maju, choć nie zapowiedział jeszcze w jakiej dywizji następnie wystartuje. Wielu kibiców chciałoby zobaczyć jak 31-latek na stałe poradzi sobie w dywizji półciężkiej (light heavyweight), podobnie jak są tacy, którzy nie wyobrażają sobie, aby nie doszedł do skutku trzeci pojedynek Alvareza z Gennadiy’em Golovkinem (41-1-1), a jeśli miałoby do niego dojść, to niewątpliwie nie ma już na co czekać. Kolejka do walki z Meksykaninem jest niezwykle długa, a na ten moment wydaje się, że zaprzątanie sobie głowy tematem jego kolejnego przeciwnika to w tym momencie strata czasu. Sam Alvarez powiedział na konferencji prasowej po swojej ostatniej walce, że decyzję odnośnie swojej przyszłości podejmie w styczniu przyszłego roku. Tymczasem Benavidez wraca w najbliższą sobotę do ringu po dokładnie ośmimiesięcznej przerwie, a jego rywalem będzie Kyrone Davis (16-2-1). Jeśli Benavidez liczy na walkę z Canelo, nie ma innego wyjścia jak wyjść do ringu i zrobić swoją robotę najszybciej jak to możliwe.