Nie takiego finału swojego powrótu do zawodowego boksu życzył sobie z pewnością Sergio Martinez (57-3-2). Były mistrz świata kategorii średniej (middleweight) zakończył karierę w 2014 roku, kiedy to przegrał z Miguelem Cotto (41-6-0) w swojej trzeciej obronie tytułu mistrza świata z ramienia organizacji WBC, jednakże niewiele ponad sześć lat później, w wieku 45 lat postanowił wznowić pięściarską karierę.
Od tego czasu, Martinez stoczył sześć pojedynków, z których wygrał wszystkie, w tym cztery przed czasem. Argentyńczyk, od lat osiedlony w Hiszpanii, miał bardzo duże oczekiwania związane z powrotem do zawodowego boksu, jednakże wszystko wskazuje na to, że w ringu się on już więcej nie pojawi. Martinez miał bowiem zmierzyć się 25 listopada na gali w Niemczech z mistrzem organizacji IBO Etinosą Oliha (18-0-0), jednakże do pojedynku obu pięściarzy ostatecznie nie dojdzie, a przyczyny takiego stanu rzeczy są nadzwyczaj interesujące. Martinez twierdzi, że plany związane z pojedynkiem przeciwko Oliha spaliły na panewce po tym, jak pokłócił się on ze swoim menadżerem, Elvisem Grantem. W wyniku zaistniałej sytuacji, argentyński pięściarz nie ma wystarczającej motywacji, aby dalej uprawiać boks.
– Grant to odważny facet. Na pięć dni przed moją ostatnią walką w brutalny sposób zabronił mi walczyć, ale ja odmówiłem, bo chciałem dotrzymać swojego słowa organizatorom. Od tego czasu nie rozmawialiśmy, a odkąd on ma przyjaciół w IBO, walka o tytuł odeszła w niepamięć, wraz z moimi marzeniami. W międzynarodowym boksie wieloma sprawami zarządzają przyjaźnie, sympatie i antypatie. To wszystko wszystko mi się nie podobało i jest mi przykro z tego powodu. Już powiedziałem sobie nawet, że nigdy więcej nie pójdę na salę treningową. Na ten moment skończyłem z boksem, choć kto wie. Nieważne. Teraz jestem skupiony na obsadzie w serialu telewizyjnym i czekam na więcej informacji w tej sprawie. – przekazał Martinez w rozmowie z Telham.
Autor: Michal Adamczyk – redaktor naczelny. Kontakt: frontoffice@boxingzone.org