Sobotnia noc zdecydowanie nie należała do Jamela Herringa (23-4-0). Były mistrz świata federacji WBO kategorii super piórkowej (super featherweight) powrócił na gali w Las Vegas (Nevada, Stany Zjednoczone) po ubiegłorocznej porażce z Shakurem Stevensonem (17-0-0) i po wyrównanej walce drugi raz z rzędu odniósł zawodową porażkę – tym razem z rąk Jamaine Ortiza (16-0-1). Dla Herringa był to powrót do kategorii lekkiej (lightweight) po kilku latach, lecz niewątpliwie nie będzie miło go wspominał. Po walce Amerykanin zasługerował również, iż mogła to być jego ostatnia walka.

Muszę pomyśleć o mojej karierze, ale po dzisiejszej nocy nie myślę nic. Nie wydaje mi się, żebym był tam gdzie powinienem być, zwłaszcza jeśli mówimy o elicie. Był po prostu szybszy, ale nie myślę, żeby chodziło tutaj o mój wiek. Po prostu był lepszy. Ja nawet nie końcu nie byłem zmęczony i pokonał mnie do remisu. – powiedział zaraz po walce Herring. 

Autor: Michal Adamczyk