John Ryder (32-7-0), jeden z najlepszych angielskich pięściarzy ostatniej dekady, postanowił zakończyć sportową karierę w wieku trzydziestu pięciu lat. Decyzja Rydera nie jest zaskakująca – zawodnik mówił bowiem kilka tygodniu temu, że jeśli przegra swoja nadchodzącą walkę z Jaime’m Munguią (43-0-0), prawdopodobnie pożegna się już z boksem. 

Do walki pomiędzy Munguią, a Ryderem doszło niespełna półtora tygodnia temu (27 stycznia), podczas gali Golden Boy Promotions w Phoenix (Arizona, Stany Zjednoczone). Meksykanin wygrał wówczas przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie, notując drugą porażkę z rzędu i drugą przed czasem. W maju ubiegłego roku, Ryder po raz drugi w karierze został szansę walki o mistrzostwo świata, a w walce z niekwestionowanym czempionem dywizji super średniej (super middleweight) nie miał żadnych szans, choć niemalże od samego początku startował ze złamanym nosem. 

Swoją pierwszą mistrzowską szansę, Ryder otrzymał w 2019, kiedy to przegrał jednogłośnie ze swoim rodakiem i ówczesnym czempionem, Callumem Smithem (29-2-0). Gdy wydawało się, że Ryder najlepsze lata ma już za sobą, pojawiła się walka z byłym mistrzem świata wagi średniej (middleweight), Danielem Jacobsem, który postanowił przeniesieć się dywizję wyżej. Ryder wygrał niejednogłośną decyzją sędziów w atmosferze może nie skandalu, ale ogólne rozgoryczenia. Według wielu, to nie on, a Jacobs zasługiwał na zwycięstwo. 

Ryder, idąc za ciosem, otrzymał propozycję walki z Zachem Parkerem (23-1-0) w eliminatorze do tytułu mistrza świata z ramienia federacji WBO. Pięściarz z Londynu po raz kolejny mógł mówić o sporym szczęściu, bowiem Parker był niezdolny do dalszej rywalizacji po zaledwie czwartej rundzie. Rozcięcie łuku brwiowego, nie pozwoliło mu bowiem na kontynuowanie pojedynku – to właśnie później pojawiła się kolejna mistrzowska szansa, którą jak wspomnieliśmy powyżej, Ryder zaprzepaścił w walce z Alvarezem. Angielski pięściarz  

Z ciężkim sercem podjąłem decyzję o zawieszeniu rękawic na kołek i wycofaniu się z boksu zawodowego. Byłem absolutnie obdarowany możliwością zrobienia niesamowitej kariery w ciągu ostatnich czternastu lat. Rozpoczęło się w Bethnal Green w 2010 r. i zakończyło się w Phoenix w Arizonie. Miałem szczęście boksować wszędzie – od O2 Arena, T-Mobile w Las Vegas, Alexandra Palace, Manchester Arena po Guadalajara w Meksyku. Dla chłopca z Islington to był prawdziwy bieg. Chociaż nie udało mi się zdobyć tego tytułu mistrza świata, osiągnąłem i przeżyłem więcej, niż mogłem sobie wyobrazić, kiedy po raz pierwszy założyłem rękawice bokserskie. Nie zamieniłbym tego na żaden pas. Chciałbym podziękować całemu zespołowi i grupie Matchroom, zwłaszcza Eddiemu, Barry’emu i Frankowi Smithowi. Mojemu trenerowi i menedżerowi Tony’emu i Charliemu Simsom oraz mojemu trenerowi Danowi Lawrence’owi za ich ciągłe wsparcie. I oczywiście moja kochana rodzina. Moja partnerka Nancy, dzieci Heidi i Brody, którzy w ciągu ostatniej dekady dali mi najsilniejsze „dlaczego” możliwe w tym sporcie. Jestem błogosławiony, że mam was wszystkich obok siebie. – przekazał Ryder za pośrednictwem mediów społecznościowych. 

Autor: Michal Adamczyk – redaktor naczelny. Kontakt: frontoffice@boxingzone.org