W minioną sobotę na gali Queensberry Promotions w Londynie (Anglia), mistrz świata organizacji WBC, WBO, oraz IBF kategorii półciężkiej (light heavyweight), Artur Beterbiev (19-0-0) udowodnił, iż póki co nie dzielił ringu z pięściarzem, który byłby w stanie przetrwać z nim pełen dystans. Rosjanin, startujący pod kanadyjską flagą, zatrzymał Anthony’ego Yarde (23-3-0) w ósmej rundzie i dopisał do swojego recordu dziewiętnaste zwycięstwo, w tym dziewiętnaste przed czasem. Beterbiev, od czerwca ubiegłego roku znajduje się w posiadaniu trzech tytułów (WBC, WBO, IBF) mistrza świata, po tym jak bardzo szybko znokautował ówczesnego czempiona WBO, Joe Smitha Jr (28-4-0) na gali w Hulu Theater w Madison Square Garden w Nowym Jorku (New York, Stany Zjednoczone). Jedynym pasem, którego Beterbievowi brakuje do pełnej unifikacji, jest tytuł organizacji WBA, w którego posiadaniu znajduje się jego rodak, fenomenalny Dmitry Bivol (21-0-0).

Konsekwencja, precyzja, cierpliwość, nieustępliwość i fenomenalna obrona – to bez wątpienia atuty, którymi włada, bądź co bądź – trochę niedoceniany w bokserskim świecie Dmitry Bivol. Urodzony w Kirgistanie pięściarz, od lat znajduje się w posiadaniu tytułu mistrza świata WBA, a każdy szanujący się kibic szermierki na pięści, doskonale zna jego nazwisko i ogląda wszystkie jego walki. Nawiększą popularność, przyniosła mu ubiegłoroczna wygrana z Saulem “Canelo” Alvarezem (58-2-1), w której według bukmacherów (z dużym podkreśleniem na słowo “bukmacherów”) nie był faworytem. Bivol koncertowo rozpracował największą obecnie gwiazdę światowego boksu, wygrywając jednogłośną decyzją sędziów na gali w Las Vegas (Nevada, Stany Zjednoczone).

Pomińmy już fakt, iż punktacja sędziów była wówczas skandaliczna, bowiem BIvol ani przez chwilę nie był zagrożony i kontrolował niemalże każdą rundę, a mimo to według wszystkich trzech sędziów (Tim Cheatham, Dave Moretti, Steve Weisfeld) wygrał różnicą zaledwie dwóch rund. Wielkie brawa należą się bez dwóch zdań Alvarezowi, który zdecydował się na start w kategorii wyżej, podejmując się może nie niewykonalnej sprawy, ale walki, która była dla niego bez wątpienia kubłem zimnej wody, bowiem takiej porażki, meksykański pięściarz póki co nie doświadczył – chyba, że w 2013 z Floydem Mayweatherem Jr, gdy będąc w wieku 23 lat, nie był jeszcze w pełni rozwiniętym pięściarzem.

Podczas, gdy Dmitry Bivol bazuje na swoim minimalizmie, co pewnie pozwala wygrywać mu z każdym zawodnikiem, jakiego spotka w ringu, Artur Beterbiev to zupełnie inny pięściarz, który również ma swoje atuty. Przede wszystkim przerażająca siła, o której przekonali się już tacy pięściarze jak chociażby Oleksandr Gvozdyk (17-1-0), Adam Deines (21-2-1), Marcus Browne (24-2-0), Joe Smith Jr (28-4-0), czy Anthony Yarde (23-3-0), który w ubiegłą sobotę niewątpliwie pokazał charakter i postawił wszystko na jedną kartę, jednakże nie wystarczyło to na Beterbieva, który swoją siłą bezsprzecznie sieje największy postrach w kategorii półciężkiej.

Czy kiedykolwiek dojdzie do walki Bivola z Beterbievem? Na to pytanie póki co, nikt nie zna odpowiedzi. Włodarze grupy promotorskiej Top Rank, zajmujący się interesami Beterbieva, poinformowali po sobotniej gali, że ich celem jest jak najszybsze doprowadzenie do walki o niekwestionowane mistrzostwo świata dywizji półciężkiej, jednakże w istocie, nie jest to łatwa rzecz do wykonania. Pierwszą, i być może najważniejszą kwestią jest podejście federacji do startujących pod rosyjską flagą zawodników. Podczas, gdy Beterbiev ma ten komfort, iż posiada kanadyjskie obywatelstwo, a Kanada to kraj, gdzie mieszka od wielu lat, pozwala mu rywalizować z każdym, o każdy tytuł, Bivol w takiej sytuacji się już nie znajduje. Federacja WBA, która od początku inwazji Rosji na Ukrainę zapowiedziała, iż usuwa wszystkich rosyjskich pięściarzy z rankingów Z WYJĄTKIEM panujących mistrzów (w tym przypadku Bivola, który miał już umówiony wówczas termin na majową walkę z Canelo), zapowiedziała, iż sankcje wzlędem rosyjskich pięściarzy wygasły, a reszta zawieszonych wcześniej zawodników, wraca do rankingów. Pozostałe trzy federacje, czyli WBC, WBO, oraz IBF nadal podtrzymują swoje stanowisko, wobec czego na dzień dzisiejszy, walka pomiędzy Bivolem, a Beterbievem nie ma prawa dojść do skutku, bowiem pierwszy z wymienionych posiada jedynie rosyjski paszport.

Inną sprawą są kwestie promotorskie i konflikt interesów, który otacza obu zawodników. Beterbiev świadczy swoje usługi dla Boba Aruma z Top Rank, zaś Bivol startuje od kilku lat dla Eddie’go Hearna, z Matchroom Boxing, a promotorom, jeśli chodzi o współpracę, nie jest po drodze. Można przypuszczać – choć niekoniecznie tak musi być, ale nawet w przypadku wstępnego porozumienia pomiędzy promotorami, na drodze mogą stanąć kwestie organizacyjne – takie jak lokalizacja (Hearn z pewnością bardziej preferowałby wyspy brytyjskie, zaś Arum Stany Zjednoczone), czy przekaz transmisji. Należąca do Hearna grupa Matchroom Boxing, pokazuje swoje gale za pośrednictwem platformy streamingowej DAZN, zaś Top Rank, należąca do Aruma, wszystkie swoje wydarzenia pokazuje na amerykańskiej stacji ESPN. Bądź co bądź, zarówno Bivol, jak i Beterbiev nie są pięściarzami, którzy mogli by sprzedać w Stanach Zjednoczonych zadowalającą ilość Pay Per View (chociażby z tego względu, że nie są Amerykaninami), więc taka ewentualność również nie wchodzi w grę.

Autor: Michal Adamczyk – redaktor naczelny. Kontakt: frontoffice@boxingzone.org, Twitter: Mike94Steek