W miniony sobotni wieczór br. (15.07) w mieście Detroit (stan Michigan, USA) swój udany i długo wyczekiwany debiut na zawodowych ringach zaliczył as kubańskiej szkoły boksu – Andy Cruz. Pięściarz startujący w wadze lekkiej zaczął swoją zawodową przygodę od razu od wezwania, bowiem skrzyżował rękawice z byłym mistrzem świata – Juanem Carlosem Burgosem. Walkę rozegrano w obiekcie o nazwie Masonic Temple. Kubańczyk zwyciężył Burgosa  jednogłośną decyzją sędziów (mecz odbył się na dystansie 10 rund). 

Czas pokaże, czy złoty krążek olimpijski i trzy tytuły mistrza świata z czasów amatorskich zaowocują ważnymi wiktoriami na profesjonalnych ringach świata. Pojedynek Cruz-Burgos był wyjątkowy w swoim rodzaju ponieważ często debiutujący walczą na dystansie czterech lub sześciu rund, lecz Cruz przeboksowal wszystkich 10 rund i dotrwał do finałowego gongu ostatniej rundy. W kategorii lekkiej, jeśli jesteś dobrym, to możesz w ekspresowym tempie otrzymać hitową walkę. Być może to tym owa kategoria najbardziej wyróżnia się w boksie. Więc wszystkie oczy teraz będą zwrócone na Kubańczyka po jego efektownym zwycięstwie, i ofert pewnie nie zabraknie, pytanie tylko czy tych lukratywnych. 

“W końcu wróciłem do robienia tego czego kocham najbardziej – do boksowania” – oznajmił Andy po sobotniej wygranej. Po czym dodał że jest na właściwej ścieżce i że fajne rzeczy szykują się dla jego przyszłości w słodkiej nauce. A słowa “w końcu” na pewno są w odniesieniu do faktu, że Andy Cruz czekał na swój debiut 14 miesięcy od rozstania się z kubańską federacją bokserską. W minioną sobotę jego debiutu wreszcie doczekano. Szybko zniknął abszmak i zapanowało zadowolenie wśród kibiców i dziennikarzy że nareszcie najlepszy (bodajże) kubański amator ostatnich lat zawalczy w płaconym boksie.  

A Burgos przed pojedynkiem trochę ostrzegał. “Jeśli Andy Cruz chce mi pokazać że to, co o nim mówiono dotąd jest prawdą, to musi wyjść i walczyć jako zadziora.” Latynos obiecywał, że da swojemu rywalowi z Kuby bolesne wprowadzenie do szermierki na pięści w profesjonalnym wydaniu gdzie sędziowie punktowi wynagradzają agresywność, siłę ciosu, i technikę.  

Cruz rzecz jasna był przyzwyczajony do tego gdzie się wygrywa przez więcej zadanych ciosów co jest podstawą w amatorstwie. Opanował świetnie zasadę “uderz ale nie bądź uderzony” która definiuje amatorski program Kubańczyków. W samej walce to Cruz bez wątpienia przeważał przeciwko Burgosowi. “Wielokrotnie podczas pojedynku myślałem że jestem bliski znokautowania go, ale on zawsze wracał do gry,” oznajmił Cruz po boju. I dodał: “Nauczyłem się wiele, i jeszcze też mam wiele do nauki.” 

Na co dzień Andy trenuje w Filadelfii, czyli w mieście Rocky’ego, to tam prawdziwi i wielcy jak “Smokin’” Joe Frazier i “Kat” Bernard Hopkins zapracowali na swoją ringową renomę. A dzisiaj Filadelfia może pochwalić się obecnymi gwiazdami boksu jak pięściarzem wagi półśredniej Jaron’em Ennisem oraz Stephen’em Fultonem, czempionem globu w wadze super koguciej i którego wielkie starcie z Japońskim królem Inoue już 25-ego bm.

Znaczący może kiedyś okazać się fakt, iż debiut Andy’ego Cruza nastąpił w Detroit, czyli w rodzinnym mieście takich sław jak Joe’a Louisa oraz Sugara Raya Robinsona. A i w Detroit również znajduje się słynny Kronk Gym gdzie trenował mistrz świata Tommy Hearns, który oglądał Cruza na żywo niedaleko ringu. Co prawda puste trybuny świeciły w górnych rzędach w Masonic Temple, ale w pozostałej części obiektu można było znaleźć widzów z bokserską wiedzą i wielkim zainteresowaniem lokalnymi pięściarzami. 

Niech żyje boks. Niech zawitają kolejni o talencie Andy’ego Cruza.