W sobotnią noc na gali w Los Angeles (California, Stany Zjednoczone), Martin Bakole (21-1-0) odniósł jedno z cenniejszych zwycięstw w swojej karierze, demolując przed czasem niepokonanego dotychczas Jareda Andersona (17-1-0). 32-latek już w pierwszej rundzie powalił Amerykanina na matę ringu, zwiększając swoją przewagę z rundy na rundę, aż w piątej odsłonie ponownie posłał na deski bezradnego Andersona i to aż dwukrotnie. Niewiele brakowałoby, a “Big Baby” po raz kolejny zapoznał się z nawierzchnią ringu, jednakże w tym czasie czujny sędzia Jerry Cantu przerwał pojedynek.
– Taki był plan. Tak to właśnie zaplanowaliśmy z moim trenerem. Widzieliśmy, jak często zmieniał pozycję, więc zaplanowaliśmy, że jak tylko zmieni, to ja zadam mocne uderzenie, lub zaatakuję podbródkowym. Jestem trochę wyższy od niego, więc wiedziałem, że to zadziała. – mówił po walce Bakole.
Ogólna postawa Andersona mogła być sporym zaskoczeniem dla jego kibiców. 24-letni Amerykanin nie pracował na nogach, nie próbował uderzać swojego rywala na dystans, wdając się w wymianę i półdystans z niesamowicie silnym fizycznie Bakole. Pięściarz z Demokratycznej Republiki Konga jest przekonany, że żaden pięściarz nie będzie w stanie wytrzymać z nim takiego boksowania, a za swój cel stawia sobie w następnej kolejności walkę o wymarzony tytuł mistrza świata.
– To twardy gość i wiedziałem, że wyjdzie, żeby walczyć i to jest błąd, który popełnił – żeby chcieć się bić. Powinien ze mną boksować i liczyć na to, że wycofam swoje działa. Nigdy nie stawaj do bitki z Bakole. Jestem wielką maszyną i mogę przyjmować ciosy przez dwanaście rund. Jestem numerem jeden w rankingu WBA, a od dziś jestem posiadaczem pasa WBO (International, przyp.red) i nie mogę się doczekać, żeby zmierzyć się ze zwycięzcą walki Usyk-Fury. – powiedział.
Autor: Michal Adamczyk – redaktor naczelny. Kontakt: frontoffice@boxingzone.org