W minioną sobotę, Brandon Figueroa (24-1-1) pokonał na gali w Ontario (California, Stany Zjednoczone) Marka Magsayo (24-2-0), zostając tym samym tymczasowym mistrzem organizacji WBC, kategorii piórkowej (featherweight). Po niezwykle zaciętej walce, Amerykanin zwyciężył jednogłośną decyzją sędziów, choć większość kibiców odnosi wrażenie, iż punktacja była zbyt wysoka na korzyść Figueroi. Sam pięściarz nie spodziewał się, że wygrał aż tak zdecydowanie.
– Szczerze mówiąc, myślałem, że to była wyrównana walka. Wiem jednak na pewno, że odjęte dla niego punkty, jak i moje spychanie go przez większość walki, przyniosły duże korzyści. Na początku Magsayo poruszał się całkiem nieźle. Ja i mój zespół wiedzieliśmy, że w pierwszych rundach będzie mocny, szybki i będzie próbował łapać mnie mocnymi uderzeniami. Po prostu musiałem uzbroić się w cierpliwość. Musiałem z nim boksować, zachować dystans. Gdy zobaczyłem, że zraniłem już jego ciało, wszedłem w półdystans i go rozpracowałem. – mówił po walce Figueroa.
Magsayo został aż dwukrotnie ukarany minusowymi punktami (w ósmej, oraz jedenastej rundzie) za przytrzymywanie, a jego sobotnia porażka z Figueroą jest drugą w zawodowej karierze, oraz drugą z rzędu. Były mistrz świata kategorii do 126 funtów wcale nie uważa, iż był gorszym pięściarzem na przestrzeni całego pojedynku.
– Odnoszę wrażenie, że sędzia był w tej walce stronniczy. Figueroa również mnie przytrzymywał. Obaj się przytrzymywaliśmy. Taki jest boks. On trzyma, ja trzymam i się klinczujemy. A to drugie odjęcie punktów? To było tak jakbyśmy się uderzali. Szalona decyzja. – powiedział Magsayo.
Autor: Michal Adamczyk – redaktor naczelny. Kontakt: frontoffice@boxingzone.org