9 października na gali w Las Vegas (Nevada, Stany Zjednoczone), odbędzie się jedna z największych, jeśli nie największa gala boksu zawodowego tego roku na całym świecie. Tej nocy czeka nas wiele wspaniałych i bardzo ciekawie zapowiadających się pojedynków, a zwieńczeniem całej imprezy będzie trzecie starcie pomiędzy Tysonem Fury’m (30-0-1), a Deontay’em Wilderem (42-1-1) o tytuł mistrza świata WBC, kategorii ciężkiej (heavyweight).

Na gali w Las Vegas stawi się jeden z najlepiej zapowiadających się pięściarzy na świecie, Jared Anderson (9-0-0) – to nazwisko obowiązkowo powinien zapamiętać każdy kibic boksu. 21-letni pięściarz z Toledo (stan Ohio) swoją zawodową karierę rozpoczął niespełna 22 miesiące temu, na przestrzeni których aż dziewięć razy zameldował się między linami, nokautując wszystkich swoich napotkanych rywali. Promujący Amerykanina Bob Arum twierdzi, że Anderson to talent czystej krwi i tylko kwestią czasu jest, zanim wypłynie on na szerokie wody. W swojej ostatniej walce, popularny “Big Baby” znokautował już w drugiej rundzie doświadczonego Jeremiaha Karpency’ego (16-3-1), który w przeszłości rywalizował już z takimi pięściarzami jak Oscar Rivas (27-1-0) czy Sergey Kuzmin (15-2-0) – zarówno z jednym jak i z drugim przegrywał przed czasem.

Nie ma wątpliwości, że Anderson to przyszłość światowego boksu, zakładając, że będzie odpowiednio prowadzony, a na ten moment nie ma możliwości, aby można było stwierdzić, że jest inaczej. 21-latek to według wielu objawienie ubiegłego roku i pięściarz, który zrobił bardzo duże postępy, notując chociażby pięć pojedynków na przestrzeni dziewięciu miesięcy. Rywalem Andersona będzie po raz pierwszy w jego dotychczasowej krótkiej karierze niepokonany dotychczas Vladimir Tereshkin (22-0-1), dla którego będzie to druga walka na terenie Stanów Zjednoczonych. Rosjanin w przeszłości startował głównie w Europie, na terenach Niemiec, gdzie stoczył pierwsze jedenaście zawodowych walk, a także na Ukrainie, Finlandii, rodzinnej Rosji czy nawet na Jamajce, gdzie w swoim ostatnim pojedynku wygrał przed czasem z anonimowym Francisco Silvensem (23-3-0). Nie ma wątpliwości, że faworytem tej walki może być jeden pięściarz, i niewątpliwie jest nim Jared Anderson.

Kolejnym pięściarzem, który zamelduje się między linami jest nieco starszy, choć z pewnością nie mniej utalentowany od Andersona, Efe Ajagba (15-0-0). 27-letni pięściarz z Nigerii, podczas trwania pandemii covid-19, dość niespodziewanie zerwał swój kontrakt z grupą Premier Boxing Champions, i podpisał umowę z Top Rank, w barwach której zadebiutował już w we wrześniu ubiegłego roku, pokonując na punkty Jonathana Rice’a (14-6-1). Kolejną “ofiarą” Ajagby był Brian Howard (15-5-0), który na własnej skórze przekonał się jak mocno bije Nigeryjczyk. Podczas kwietniowej gali w Tulsie (Oklahoma, Stany Zjednoczone), Ajagba bardzo ciężko znokautował Howarda w trzeciej rundzie, nie pozostawiając decyzji w rękach sędziów.

Tym razem przed 27-latkiem dużo trudniejsze zadanie: na gali w Las Vegas zmierzy się on bowiem z niepokonanym, również bardzo dobrze zapowiadającym się Kubańczykiem, Frankiem Sanchezem (18-0-0), trenującym na co dzień pod okiem Eddy’ego Reynoso – uważanego przez wielu za najlepszego obecnie trenera na świecie. Sanchez kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, mając na rozkładzie takie nazwiska jak Joey Dawejko (21-9-4) czy wspomniany wcześniej Brian Howard, którego podobnie jak Ajagba, Sanchez również znokautował, z tą różnicą, że rundę później. Dla obu niepokonanych póki co na zawodowych ringach zawodników, będzie to niewątpliwie największa dotychczasowa walka, a zwycięzca znacznie przybliży się do ścisłej światowej czołówki.

Dzień 9 października będzie również niezwykle ważnym dniem dla polskich kibiców boksu. W co-main evencie zobaczymy bowiem Adama Kownackiego, który skrzyżuje rękawice z Robertem Heleniusem w bezpośrednim rewanżu. Obaj pięściarz spotkali się ze sobą po raz pierwszy siódmego marca ubiegłego roku, gdzie stawiany w roli faworyta Kownacki, przegrał w czwartej rundzie przez techniczny nokaut z dwumetrowym Finem, czym zaprzepaścił sobie szansę na walkę o tytuł mistrza świata, która była już naprawdę blisko. Po konfrontacji Polaka z Heleniusem, na naszego zawodnika posypała się ogromna fala krytyki, głównie ze strony polskich kibiców oraz polskojęzycznych mediów. Fakt – Polak mógł nieco zlekceważyć Heleniusa, w efekcie czego musiał uznać jego wyższość, choć nie ma wątpliwości co do tego, że to właśnie Kownacki do momentu przerwania przez sędziego przeważał na kartach punktowych i szedł po zwycięstwo.

Helenius w czwartej rundzie bardzo czysto trafił Polaka, który zapoznał się następnie z matą ringu. Kownacki nie będąc nigdy wcześniej w takiej sytuacji, szybko wstał nie pozwalając liczyć się sędziemu do dziesięciu. Helenius następnie ruszył na oszołomionego “BabyFace’a”, zmuszając tym samym sędziego ringowego Davida Fieldsa do przerwania pojedynku. Temat walki rewanżowej pomiędzy dwoma pięściarzami rozpoczął się już na kilka dni po pierwszym starciu, choć w organizacji i właściwie jakichkolwiek rozmów wciąż przeszkadzała pandemia covid-19, która na dobre zaczęła zbierać swoje największe żniwa w Stanach Zjednoczonych dosłownie dwa dni po walce Kownackiego z Heleniusem (9 marca). O potencjalnych datach ponownej potyczki mogliśmy usłyszeć wielokrotnie, choć każda kolejna informacja okazała się bez żadnego pokrycia. Promujący Kownackiego, Al Haymon z Premier Boxing Champions obiecał naszego pięściarzowi rewanż z Finem i słowa dotrzymał – 24 lipca, właśnie wtedy obaj zawodnicy mieli spotkać się po raz kolejny na gali w Las Vegas, jednakże górę wzięła po raz kolejny ogólnoświatowa epidemia.

U Tysona Fury’ego na niewiele ponad dwa tygodnie przed planowaną galą, wykryto covid-19, a cała gala została przeniesiona właśnie na 9 października. Wiadomo już kto będzie sędzią ringowym w walce Kownacki vs Helenius: Russel Mora – z pewnością nie jest to nazwisko, które w ostatnich latach pozytywnie kojarzy się kibicom boksu. Sędzia ostatnio bardziej kojarzony jest z niewytłumaczalnymi oraz skandalicznymi decyzjami, niż z rzetelnym podejściem do swojej pracy, a mimo to nadal sędziuje on największe oraz najbardziej prestiżowe pojedynki w stanie Nevada (ostatnio sędziował on walkę Manny’ego Pacquiao z Yordenisem Ugasem). Polscy fani z pewnością liczą na to, że podczas pojedynku Kownackiego z Heleniusem, Polak nie zostawi decyzji w rękach sędziów i udanie zrewanżuje się Finowi za ubiegłoroczną porażkę.

Pora na danie główne październikowej walki! Tyson Fury vs Deontay Wilder to walka na którą czekają z pewnością wszyscy kibice boksu na całym świecie. Grupa ta jest podzielona na tych, którzy nie mogą doczekać się trzeciego, decydującego (miejmy nadzieję) starcia pomiędzy dwoma pięściarzami, oraz na tych, którzy nie są do końca zainteresowani tym pojedynkiem i czekają jedynie na zakończenie trylogii i walkę Fury’ego z Anthony’m Joshua (24-1-0). Większa wojna pomiędzy “Gypsy Kingiem” a “Bronze Bomberem” toczy się poza ringiem, niż na nim. Ciągłe kłótnie i wymiany zdań, już nie tylko pomiędzy jednym zawodnikiem i drugim, ale także pomiędzy ich zespołami, mogą przyprawiać już o ból głowy. Wiecznie powtarzane słowa “rozwalę cię w ringu”, gdy w odpowiedzi słyszymy “nie, to ja cię rozwalę!” trzeba traktować już jedynie z przymrużeniem oka, gdyż obu pięściarzy nie można traktować poważnie, jeśli chodzi o wojny na słowa. Fakt, że pomiędzy Fury’m i Wilderem jest zła krew, a to daje nam tylko dodatkowych emocji w ringu, na które z niecierpliwością czekamy.

Jak pamiętamy, w pierwszej potyczce obu zawodników, padł nieco kontrowersyjny remis, a miało to miejsce w grudniu 2018 roku. Mimo, że to Fury dwukrotnie padł na matę ringu (w dziewiątej oraz dwunastej rundzie) po bombach Wildera, to on wydawał się być lepszym zawodnikiem na przestrzeni całej walki. Nie można uznać tego mimo wszystko za skandal czy skrzywdzenie którejś ze stron – remis można w tym wypadku potraktować jako w miarę słuszną decyzję. Wszyscy kibice boksu na całym świecie chcieli zobaczyć rewanżowy pojedynek pomiędzy Fury’m i Wilderem, choć w między czasie zarówno jeden jak i drugi spotkali się z innymi pięściarzami.

“Gypsy King” znokautował w lecie 2019 roku Toma Schwarza (26-1-0), zaś następnie zarówno on jak i jego zespół i fani przeżywali chwile grozy, podczas gdy ich ulubieniec o mały włos nie przegrał ze skazywanym na porażkę Otto Wallinem (22-1-0). Fury co prawda prowadził na punkty z niezwykle ambitnym Szwedem, ale w ocenie wielu sędziujący wówczas Tony Weeks powinien przerwać walkę i zapisać zwycięstwo na konto Wallina, który rozciął łuk brwiowy Fury’ego do tego stopnia, że krew lała się niemalże strumieniem. “Gypsy King” wytrzymał jednakże do końca i dopisał do swojego dorobku dwudzieste dziewiąte zwycięstwo. Podczas gdy Brytyjczyk zmagał się z niżej notowanymi rywalami, Deontay Wilder dwukrotnie obronił tytuł mistrza świata WBC, najpierw pokonując “przestraszonego” od samego początku Dominica Breazeale’a (20-3-0) przez bardzo ciężki nokaut już w pierwszej rundzie, a następnie w listopadzie 2019 roku, Luisa Ortiza (32-2-0) – była to druga walka obu pięściarzy, druga wygrana przez Wildera. Kubańczyk bardzo mocno naciskał na “Bronze Bombera” i prowadził na punkty do momentu uderzenia: Pięściarz z Alabamy w swoim stylu wyprowadził prawy prosty, po którym Kubańczyk nie mógł już wstać. Była to ostatnia zwycięska walka dla Wildera.

W lutym ubiegłego roku przyszedł czas na wielki rewanż z Tysonem Fury’m, w którym widzieliśmy pokaz jednego aktora. “Gypsy King” od pierwszego gongu niezwykle mocno napierał na Wildera, posyłając go na deski w trzeciej oraz piątej rundzie, aż ostatecznie zakończył cały pojedynek w siódmej rundzie. Właściwie to nie zrobił tego ani on, ani sędzia ringowy Kenny Bayless, a były już trener Wildera, Mark Breland, który widząc swojego bezradnego podopiecznego, rzucił na ring ręcznik, poddając tym samym swojego zawodnika. “Bronze Bomber” nie mógł pogodzić się wówczas (z resztą do dziś nie może się pogodzić) z decyzją Brelanda, nazwając go zdrajcą, oraz zwalniając niemalże w trybie natychmiastowym. Brelandowi “oberwało się” również za inne rzeczy: według Wildera, trener dolał do jego wody czegoś co osłabiło jego nogi (wcześniej pięściarz stwierdził, że przyczyną jego porażki był rzekomo zbyt ciężki strój założony przed wyjściem do walki…), a kolejnym zarzutem, już tym razem w stronę Fury’ego była “hipoteza”, że Brytyjczyk włożył do swoich rękawic “coś ciężkiego”, co przełożyło się na większą moc oddawanych ciosów.

Na Wildera posypała się wówczas ogromna fala krytyki niemalże z każdej strony, w tym ludzi, którzy byli mocno z nim związani. Zawodnik z Alabamy ewidentnie nie potrafił (i nadal nie potrafi podtrzymując swoje słowa) pogodzić się z porażką, szukając winy wszędzie, tylko nie w swojej słabszej dyspozycji tego wieczoru, gdy stracił pas. Wilder po porażce miał prawo uruchomić klauzulę trzeciego pojedynku z Fury’m, co oczywiście zrobił. Do walki miało dojść w lipcu, jednakże ze względu na pandemię covid-19 oraz kontuzję Amerykanina (o której mało się mówiło w mediach), pojedynek cały czas był przesuwany. Współpromujący Fury’ego, Bob Arum oraz Frank Warren od początku mówili, że do trzeciej potyczki pomiędzy dwoma pięściarzami nie dojdzie, jeśli kibice nie będą mogli wziąć udziału w tym wydarzeniu. Arum poinformował w październiku, że kontrakt na trzecią walkę wygasł, wobec czego obie strony mogą planować swoje kolejne walki.

Wściekły Wilder nie mógł przyjąć tej informacji do wiadomości, zapowiadając, że skieruje sprawę do sądu. Sytuację chciał wykorzystać Eddie Hearn, który już tylko zacierał ręce na walkę swojego podopiecznego, Anthony’ego Joshua z Tysonem Fury’m. O walce obu Brytyjczyków mówiło się miesiącami, a liczne zapewnienia ze strony Hearna sprawiały, że coraz więcej ludzi wierzyło w to, iż do walki faktycznie dojdzie. Gdy angielski promotor poinformował w połowie maja tego roku, że obie strony doszły do porozumienia i walka odbędzie się w sierpniu, na światło dzienne wyszła również inna informacja…Decyzją jednego z sądów arbitrażowych w Stanach Zjednoczonych, do trzeciej walki Fury’ego z Wilderem MUSI dojść nie później niż przed terminem 15 września.

Arum poinformował, że na dzień 24 lipca ma zarezerwowany stadion Allegiant Stadium w Las Vegas, na którym swoje mecze futbolu amerykańskiego rozgrywa lokalny zespół Raiders. Kontrakt na walkę Fury vs Wilder 3 został podpisany kilka dni po decyzji sądu arbitrażowego, choć lokalizacja została zmieniona – nie w Allegiant Stadium, ale w T-Mobile Arena miało dojść do konfrontacji dwóch zawodników. Jak się okazuje, za wszystkimi kwestiami prawnymi stał nie tylko Bob Arum, ale między innymi promotor Wildera, z wykształcenia prawnik, Al Haymon – dowiedział się z rzetelnego źródła Michal Adamczyk, redaktor naczelny BoxingZone.org. Miejmy nadzieję, że tym razem już nic nie stanie na przeszkodzie w rozegraniu trzeciej, decydującej walki pomiędzy Tysonem Fury’m, a Deontay’em Wilderem.

źródło: inf.własna