26 listopada na gali w Carson (California, Stany Zjednoczone), Regis Prograis (27-1-0) zmierzy się z Jose Zepedą (35-2-0) o wakujący tytuł mistrza świata federacji WBC, kategorii super lekkiej (super lightweight) i choć walka zapowiada się niezwykle emocjonująco, to właśnie “Rougarou” jest faworytem tego starcia. 33-letni pięściarz z Nowego Orleanu (Louisiana, Stany Zjednoczone) w przeszłości sięgał już po tytuł mistrza świata, jednakże nie zdołał go obronić, bowiem nieznacznie przegrał w walce unifikacyjnej z Joshem Taylorem (19-0-0), który bronił wówczas pasa WBC, walcząc na swoim terenie.
– Czuję, że jestem teraz innym pięściarzem, niż wtedy, gdy byłem mistrzem świata. I będę szczery – nie doceniałem tego. To było dla mnie wszystko bardzo łatwe. Nawet nie będę kłamać – to było bardzo łatwe. W czasie, gdy przygotowywałem się do walki o pas, pojechałem do Los Angeles i przez pierwsze dwa tygodnie urządzaliśmy w domu imprezy i tego typu rzeczy, a przecież walczę o mistrzostwo świata! Ale to było dla mnie łatwe i nie cieszyłem się tym. Następnie pas został mi odebrany tak po prostu, tak szybko. Teraz czuję się, jakbym był innym pięściarzem, mój sposób myślenia jest zupełnie inny. Za pierwszym razem było łatwo. Właśnie tak zrobiłem, bo to było proste. Byłem mistrzem świata, numerem jeden na świecie i to było dla mnie niczym. Nawet mnie to nie obchodziło. I tym razem było mi ciężko doczłapać się z powrotem na szczyt, żeby w ogóle dostać się do walki o pas. Teraz więc będę to jeszcze bardziej pielęgnował i doceniał. Teraz nie robię tych wszystkich rzeczy, które kiedyś robiłem. – mówi Prograis w rozmowie z Probellum.
Najbliższy przeciwnik Prograisa, będzie na pewno bardzo wymagający. Zepeda to pięściarz, który w przeszłości dwukrotnie walczył o światowy czempionat, raz nieznacznie przegrywając na punkty z Jose Carlosem Ramirezem (27-1-0) decyzją większości. Zepeda zmierzył się niewiele ponad dwa lata temu z Ivanem Baranchykiem (20-3-0), a ich walka została uznana za najbardziej emocjonujący pojedynek 2020 roku, i mimo, iż trwała ona niespełna pięć rund, dostarczyła wielu nieoczekiwanych zwrotów akcji. W sumie odnotowano wówczas aż siedem nokadunów: Zepeda zapoznawał się z matą ringu czterokrotnie, podobnie jak Baranchyk, który w piątej odsłonie nie zdołał już podnieść się z ringu.
– Ja nie jestem Ivanem Baranchykiem. Kiedy powalę ludzi na ring, to ich wykańcza. Mam też wyższe bokserskie IQ i czuję, że mocniej biję. Poza tym jestem mańkutem, więc mam w sobie ten spryt. Baranchyk miał zostać trafiony i został. Nie miał też za bardzo obrony, a ja jestem zupełnie innym rodzajem ringowego potwora. Zepeda nie widział nigdy wcześniej kogoś takiego jak ja. Mimo to, uważam, że jest to dobry zawodnik – nawet jak leży, wstaje i walczy dalej. – powiedział Prograis.
Autor: Michal Adamczyk – redaktor naczelny. Kontakt: frontoffice@boxingzone.org, Twitter: Mike94Steek