Jednym z najbardziej sfrustrowanych pięściarzy w ostatnich tygodniach jest niewątpliwie Tim Tszyu (23-0-0). Australijski zawodnik, będący obowiązkowym pretendentem do tytułu mistrza świata kategorii super półśredniej (super welterweight) z ramienia organizacji WBO, będzie musiał jeszcze poczekać na swoją mistrzowską szansę.
Wszystko dlatego, iż posiadacz tytułu mistrza świata WBO (tak samo jak trzech pozostałych, WBA, WBC, IBF) Jermell Charlo (35-1-1) zamiast obowiązkowej obrony z Tszyu, zdecydował się iść aż dwie kategorie wagowe wyżej, do dywizji super średniej (super middleweight) na hitową walkę z Saulem “Canelo” Alvarezem (59-2-2), do której dojdzie we wrześniu w Las Vegas (Nevada, Stany Zjednoczone). Wiele więc wskazuje na to, że Tszyu w tym roku o tytuł nie powalczy, choć niekoniecznie musi tak być. Ze względu na kontuzję złamanej ręki Charlo, ich walka przeciągała się z miesiąca na miesiąc, aż ostatecznie WBO wydało komunikat, w którym informuje, iż Charlo chcąc bronić tytułu, zobowiązany jest zmierzyć się z Australijczykiem do końca września. Amerykanin poszedł jednak inną drogą, decydując się na wielką wypłatę w walce z Alvarezem.
– Myślałem, że to niemożliwe i wtedyt zobaczyłem to na oficjalnej stronie Canelo. On jest twarzą boksu. Tak więc, jeśli ktoś otrzymuje ofertę walki z nim, to ją bierze, ale sam fakt, że Charlo nie walczy od półtora roku… Jestem obowiązkowym pretendentem z ramienia WBO. Tutaj jest za dużo polityki. Jeśli nie walczy, tytuły powinny być mu zabrane – to proste i to naprawdę nie w porządku. Cała kategoria wagowa jest przez niego wstrzymana. Moim zdaniem to nie ma sensu. – mówi Tszyu w rozmowie z FightHub.
Poniekąd, ciężko nie zgodzić się ze słowami Australijczyka. Charlo, posiadając wszystkie cztery mistrzowskie pasy w dywizji super półśredniej, blokuje tym samym szanse wszystkich pięściarzy startujących w tej dywizji. Po jego wrześniowej walce z Canelo, można domniemać, że nie wróci on do ringu wcześniej, niż w okolicach marca, lub kwietnia, a to i tak najbardziej optymistyczny scenariusz. WBO, chcąc dotrzymać danego wcześniej słowa, powinno pozbawić Charlo tytułu i nakazać walkę o wakujący pas pomiędzy Tszyu, a znajdującym się na pierwszym miejscu w rankingu Joshem Kelly’m (14-1-1).
Większość kibiców, a także ekspertów była mocno zaskoczona informacją o walce Canelo Alvareza z Jermellem Charlo, gdyż pierwotnie, to brat bliźniak Amerykanina, Jermall Charlo (32-0-0) był przymierzany do walki z Meksykaninem. Nieaktywny od ponad dwóch lat (wciąż dzierżący mistrzowski pas WBC w dywizji średniej [middleweight] ) Jermall nie zdecydował się jednak ostatecznie na powrót z Canelo, “podarowując” swoją szansę bratu.
– Oczywiście, że jest tutaj złość. Jest złość. Był na mojej liście od tak dawna. To było moim celem. Wszystko zostało już omówione, wszystko było gotowe, a potem jego brat postanowił zrobić takie coś, a Jermell zdecydował się z tego skorzystać. To stało się już śmieszne i niesprawiedliwe. Nie sądzę, że Jermell awansując do dywizji super średniej będzie miał zamiar z powrotem schodzić w dół w celu obrony pasów. Myślę, że z powodów marketingowych, nie pozbawią go teraz pasów, ze względu na to, że będą mogli promować walkę dwóch niekwestionowanych mistrzów świata (Canelo w super średniej, Charlo w super półśredniej, przp.red), ale potem zabiorą mu pasy. Aby zostać niekwestionowanym mistrzem świata, trzeba walczyć latami, a potem zbierać te pasy. Rozumiem to i nie zamierzam zostać w tej dywizji tak długo jak będzie to możliwe. Jeśli uda mi się więc teraz doprowadzić do tych wielkich walk, być może o kilka tytułów, to właśnie tak zrobię, a później będę gonił Jermella. Gdziekolwiek by się nie pojawił. – powiedział Tszyu.
Autor: Michal Adamczyk – redaktor naczelny. Kontakt: frontoffice@boxingzone.org